0085 parę słów o moich cieniach Mary Kay

Witajcie znowu:)

Dziś kilka słów o cieniach firmy Mary Kay. Sama firma do niedawna była mi zupełnie obca. Ich kosmetyki są jak te z Avonu niedostępne stacjonarnie. Różnica polega na tym, że ich konsultantki nie tyle rozdają katalogi, co prezentują działanie kosmetyków na klientkach, co w ciekawy i bezpośredni sposób zachęca do zakupu. Bardzo mi się to podoba, bo możemy naocznie przekonać się jak wygląda i może nawet jak działa dany kosmetyk. Nie kupujemy kota w worku.

Moja kuzynka Agnieszka, któregoś dnia odwiedziła mnie i zaprezentował całą masę kosmetyków. Koniec końców skusiłam się na dwa pojedyncze cienie i podkład, którego już opakowanie poszło w kosz.

A oto sprawcy dzisiejszego  zamieszania

Kolorki wybrałam sobie dwa, w sumie tylko te mi się spodobały.

Beżowo złoty kolorek ze złotymi drobinkami

I kolor czekoladowy.

Oba są śliczne, ładnie prezentują się na oku. Są dobrze napigmentowane i delikatnie odbijają światło, bo są perłowe.  Chętnie pokazałabym wam jakiś makijaż, ale mój aparat nie odda tego  za żadne skarby. Same cienie są dość drogie, bo 19,90 za sztukę, a przynajmniej ja w takiej cenie je kupiłam jakieś 1,5 roku temu. Na bazie nie rolują się, nie osypują, trzymają się cały dzień na powiece. Całkiem nieźle się rozcierają.

Ich zaletą jest również to, że są wyjmowane z tych plastikowych pudełeczek. Nie wiem czy można u konsultantki dokupić same wkłady, ale fakt, że są "mobilne" jest bardzo fajny

Pigmentacja wygląda następująco

Cienie nie są tanie, ale jakościowo całkiem niezłe. Ładnie opalizują, podkreślają powiekę. Jestem z nich zadowolona. 

 I polecam również wam:)

Moja ocena

8/10

- za dostępność

- za cenę

Buziaki Ruda