Witajcie kochani, jak wam mijają wiosenne dni?
Ostatnio powiem szczerze czas jest moim wrogiem, bo wiecznie mi ucieka przez palce. W pracy goni jak szalony , nawet kiedy szykuję się już do wyjścia. A w domu? Gdy usiądę do bloga zleci mi kilka godzin nawet nie wiem kiedy. Zapala mi się lampka Ruda miałaś zrobić pranie:)
Ale wracając do tematu dzisiejszego posta, podzielę się z wami moimi uwagami na temat produktu z walentynkowego Shinyboxa. Podeszłam do niego sceptycznie biorąc pod uwagę moje doświadczenia z tego typu produktami. Czy miałam rację? O tym już za chwilę.
Muszę się wam na początku do czegoś przyznać. I nie jest to nic fajnego. TAK, obgryzałam jako dziecko paznokcie, potem jako nastolatka. Będąc na studiach maltretowałam się byle tylko tego nie robić. Kurde było mi najzwyczajniej wstyd. Paznokcie to wizytówka kobiety. Zapuszczała, malowałam lakierami, które utwardzały mi płytkę, żeby się nie łamała. Ciężko jest działać z paznokciami, kiedy ma się na wierzchu kilku milimetrowy opuszek, a paznokieć jest krótszy o kilka milimetrów niż powinien. Mój problem zawsze polegał na tym, że część paznokcia, która urosła odstawała od opuszka i się zadzierała. Łamały się non stop. Co zapuściłam to gdzieś zadarłam. Piłowałam, malowałam, cudowałam. W końcu będąc jeszcze na studiach licencjackich pomyślałam- Kacha zrób sobie sztuczne? tylko, że tipsy czy żele kosztują dużo więcej niż lakier i zmywacz. Odrosty szybko widać. Raz już prawie spróbowałam, ale w końcu nie poszłam.
Nie pytajcie jak wyglądały moje skórki. Okropnie. Suche, pozadzierane, ze strupkami i śladami krwi. Nie odsuwane latami z płytki paznokcia. Koszmarnie. Kiedy miałam komuś podać rękę, paliłam się ze wstydu. Mój nałóg z dzieciństwa i wczesnej młodości chciał ze mną wygrać. I cholera jasna wygrywała!
Odżywki stały się mojej kasetce poświęconej paznokciom czymś oczywistym. Na potęgę kupowałam tą z Eveline, która bardzo mi pomagał. Wmasowywałam w skórki oliwki, olejek rycynowy. Coś tam pomagało, ale mogę paznokcie nadal wyglądały kiepsko. I wyglądają tak nadal, jednak porównując je jeszcze do tych sprzed kilku tygodni czy miesięcy to jest niebo a ziemia.
W obudowie i mojej walce z wrogiem pomógł mi ten oto produkt i od razu powiem, że dziękuję Shiny za umieszczenie go w pudełku.
Małe niepozorne pudełeczko kryje w sobie skarb:) Opakowanie ma prostą szatę graficzną, bez udziwnień, stonowane kolory, które sprawiają, że moim zdaniem wygląda bardzo profesjonalnie
Skład. Jak zawsze poddaję go waszej ocenie, ja się na nim nie znam. Nie wiem czy jest dobry czy zły, wiem tylko jakie efekty daje produkt o takim właśnie składzie
Słowo od producenta. Krótko, zwięźle i na temat. Olejek z drzewa herbacianego bardzo mnie intryguje od jakiegoś czasu, więc tym bardziej mnie cieszy.
Buteleczka o pojemności 10 ml. I charakterystyczna pipetka. Lubię produkty w takiej formie, bardzo ułatwiają aplikację i są bardziej higieniczne.
Nie ma problemu z aplikacją, nic się nie zacina, dobrze się odkręca.
Serum ma postać żelu, który jest średnio gęsty. Nie spływa z paznokcia po aplikacji, jednak jeśli przechylimy dłoń w drugą stronę to zapewne tak się stanie. Zapach jest specyficzny, lekko ziołowy, nie perfumowany. Można od razu poczuć, że to produkt mający jakieś naturalne składniki sobie.
A teraz kilka słów o jego działaniu.
Wystarczy kropelka na jednego paznokcia. Trzeba wetrzeć olejek w płytkę oraz w skórki i robić to regularnie każdego dnia a najlepiej 2 razy dziennie. Po aplikacji można poczuć, a przynajmniej ja poczułam, efekt cieplny, jakby rozgrzewania skóry. Jest on niewielki, jednak wyczuwalny i przyjemny. Zapach jest delikatny, ziołowy, organiczny. Olejek dobrze się wchłania i wciera w skórki. Jestem już na końcówce i mogę powiedzieć, że mnie w żaden sposób nie uczulił, nie podrażnił. Wręcz przeciwnie. Odkąd go stosuje moja płytka paznokcia zdecydowanie się wygładziła i nabrała bardziej różowego koloru. Paznokcie wyglądają po prostu zdrowiej. Co do moich zbolałych skórek. Wszelkie ranki po rozdrapaniu, zadziory, strupki, zaczęły się ładniej goić. Mam wrażenie, że produkt po prostu przyspiesza regenerację takich ranek. Skórki są mniej suche, bardziej odżywione. Nie jest to jeszcze stan idealny, ale zmierzam ku dobremu. Nie zauważyłam, by paznokcie szybciej mi rosły, jednak z pewnością są nieco twardsze niż zwykle. Nawet jeśli je troszkę zapuszczę i wypiłuję to nie złamią mi się przy pierwszym myciu naczyń czy sprzątaniu. Nie rozdwajają się, a to też ważne. Produkt jest również wydajny zaczęłam go używać zaraz jak dotarły walentynkowe pudełka czyli od połowy lutego, używam raz dziennie, czasami co drugi dzień jak mi się zapomni, a w buteleczce ledwie połowa ubyła. Trzeba wspomnieć, że jest to serum i do paznokci i do skórek, a więc w cenie jednego mamy dwa produkty.
Z pewnością jak skończę opakowanie, które posiadam dzięki Shiny kupie kolejne, bo produkt jest bardzo fajny. Niedawno liczyłam, że Regenerum przyczyni się do poprawy stanu moich paznokci, ale niestety na nic się zdał. Jednak zawartość tej małej buteleczki z pipetą naprawdę się u mnie spisał.
Co do ceny oscyluje ona między 30-40 zł. Sporo jak na odżywkę do paznokci, jednak produkt jest bardzo wydajny i skuteczny, a przede wszystkim jest to produkt 2 w 1.
Moja ocena 10/10
Pozdrawiam Ruda