Zbliża się koniec roku. Dla mnie to magiczny czas, bo wtedy obchodzimy rocznicę. Ale również mija kolejny rok, stajemy się starsi, mamy plany i marzenia. Koniec roku to też czas zabaw sylwestrowych, na które wiele pań się stroi. Świetny strój nie ma racji bytu bez świetnego makijażu, a jak makijaż to rzęsy.
Tylko czy nowa maskara Wibo może dać nam efekt bum w sam raz na sylwestra?
Opakowanie jaskrawo zielone od razu rzucające się w oczy. wewnątrz mamy czarny tusz i ... mega szczote
Jak widać szczota jest gruba i sylikonowa. Osobiście całkiem takie lubię, po doświadczeniach z maskarą Avonu Super Shock, która miała zbliżoną szczoteczkę.
Jednak pojawia się problem, którego nie miałam z tamtą maskarą ani razu. Szczotka Wibo zbiera zbyt dużo tuszu na sobie, który jest rzadki. Żółty Lovely zgęstniał mi fajnie po 2 tygodniach ten po 3,5 nadal jest wodnisty. Malując nim rzęsy zawsze się upaćkam, co jest koszmarem. Szczoteczka z Avonu miała dłuższe włoski, szerzej rozstawione, przez co nie zbierała tyle produktu i nie napaćkaliśmy się nią jak tym tuszem. Skleja moje rzęsy, a co najgorsze zostawia na nich grudki!!! Na samych końcach malutkie kuleczki. Brrr ohyda.Nie jest to przyjemny widok. Czytałam na jej temat przeróżne opinie, jedne dziewczyny ją chwaliły, inne wręcz przeciwnie. Zaletą tuszu jest piękny czarny kolor i fakt, że się nie osypuje w ciągu dnia. Jednak posklejane i sztywne rzęsy nie są zbyt ładnie wyglądające.
Efekt jest po prostu wstrętny. Nakładając 1 warstwę wyglądam jakbym nałożyła 2-3 i nakitowała tego tuszu od cholery. Strasznie mi się to nie podoba. Nie umiem zbytnio robić zdjęć rzęsą, ale wygląda to mniej więcej tak.
Zdjęcia są beznadziejnej jakości, ale mój aparat nic innego nie pokaże. Wierzcie mi efekt na rzęsach kiepski.
Buziaki Ruda