Szampon Nivea w wersji micelarnej trafił do mnie w ramach współpracy z firmą. Ucieszyłam się choć jestem sceptyczna co do szamponów drogeryjnych. Wszystkie skutkują u mnie łupież. Jak było tym razem?
Szampon jest w plastikowej butelce z dziukiem co uważam za plus. Plusem jest też to, że butelka jest przezroczysta i dokładnie widać ile mamy jeszcze produktu.
Mnie trafiła się wersja różowa czyli wzmacniająca do włosów łamliwych. Raz w miesiącu je farbuję i nie ma co się oszukiwać, że ten proces je zniszczył z biegiem lat. Dość szybko się tłuszczą u nasady, na końcach są sianowate i suche. Myślę sobie, że ten szampon będzie dla mnie idealny. Oczyszczenie górnej partii i wzmocnienie dolnej.
Jak to szampony drogeryjne ten również ma ładny zapach. Konsystencja zwyczajna nie za płynna i nie za gęsta. Szampon dobrze się pieni. Po umyciu czułam takie odświeżenie jakby mentol nie wiem z czym to porównać. Generalnie uczycie przyjemne. Po wyschnięciu włosy były miękkie i sypkie. Wyglądały ładnie. Po kilku użyciach pojawił się łupież jak zawsze po drogeryjnych produktach. Oczyszczanie nie jest jakieś spektakularne i tłuszczą się jak zwykle.
Podsumowując jest to fajny produkt w przystępnej cenie do 20zł. Nie zrobi wielkiego wow jeśli tego oczekujecie jednak w użyciu jest przyjemny. Ładnie pachnie i odświeża. Może u kogoś innego efekty będą bardziej zadziwiające niż u mnie. Trzeba samemu to sprawdzić.
Polecam wam kochani.