2016/01/29

0226 odświeżająca mgiełka z wodą z owoców pomarańczy i komórkami macierzystymi




Dziś kilka słów o mgiełce, która znalazła się w jednym z pudełek Shiny. Czy się spisała i faktycznie była warta uwagi?









Mgiełka zamknięta jest w plastikowym opakowaniem z atomizerem. Lekkie proste opakowanie. Prosta szata graficzna. Już po otwarciu wydobywa się ładny zapach, świeży, lekki. Po rozpyleniu czuć wyraźniej świeży zapach i zdecydowanie skóra oddycha ukojona lekką, zimną mgiełką. 

Mgiełki używałam głównie latem, w upały by się ochłodzić, odświeżyć i nawodnić suchą skórę. Jako lekkie odświeżenie spoconej po całym dniu pracy skóry spisywała się super. Nie była ciężka i nie przytłaczała ciężkim zapachem. Przyjemny chłód niestety gościł na skórze kilka sekund, ale był niewątpliwie bardzo przyjemny. Zapach utrzymywał się na skórze około godziny. Co do właściwości regeneracyjnych skóry- latem była ona przesuszona, brzydko się łuszczyła. Po mgiełce choć na trochę suchość znikała i wizualnie i wyczuwalnie, skóra nie była aż tak szorstka. Nie był to spektakularny efekt, ale widoczny. Miałam wrażenie, że skóra jakby była nawadniana. 

Ogólna moja ocena tego produktu jest bardzo pozytywna. Opakowanie porządne i przyjemne, zapach bardzo ładny, efekt odświeżenia skóry jak najbardziej na plus. Minus to trwałość, ale czego można się spodziewać przecież to nie Channel, tylko zwykła mgiełka. 

Cena produktu to ok 15-16 zł. 

Uważam, że na gorące dni to dobry produkt, z pewnością go zakupię ponownie. 

Moja ocena
9/10
- za trwałość

2016/01/26

0225 zupa z kukurydzy na chłodny dzień



Witajcie ponownie. 
Strasznie dawno mnie tu nie było i kto śledzi mojego FB wie jaki jest powód. Obecnie leżę wygodnie na kanapie zgodnie z zaleceniami Pana Doktora i unikam stresów. Przeraża mnie to wszystko, ale cóż dla dziecka matka jest gotowa na każde poświęcenie. 

Dziś chciałabym wam "sprzedać" fajny przepis na nieoczywistą zupkę. Znalazłam przepis w internecie i trochę zmodyfikowałam jak zawsze. Zupa wychodzi gęsta, lekko pikantna i bardzo pożywna. 

Tak więc dla wszystkich fanów i smakoszy kukurydzy przepis na banalną zupę. 



  • 3 litry wody
  • warzywa jak na rosół plus mięsko
  • 3-4 ziemniaki
  • 3-4 puszki kukurydzy- ja użyłam tej z biedronki
  • łyżeczka kurkumy
  • duże opakowanie śmietany
  • pół łyżeczki chilli
  • 2 szczypty czosnku
  • sól, pieprz
(wszelkie przyprawy do smaku jak kto woli)

Ja bulion gotowałam jak rosół czyli włoszczyzna i udko z kurczaka. Możecie ominąć ten punkt i ugotować wodę z kostkami rosołowymi. Jak kto woli. Generalnie gdy mamy już wywar warto zostawić w nim marchewkę i pietruszkę dodać ziemniaki. Rozgotować do miękkości dodając kukurydzę. Trzeba dać jej trochę czasu aż zmięknie ok  godziny. Następnie gdy wszystko jest mięciutkie zblendować na masę. Gdy wyczujecie łuski z kukurydzy można przecisnąć zupę przez sitko lub gazę, jeśli ktoś woli z łuskami też może być- ja przeciskałam, ale nie jakoś super dokładnie. Gdy mamy już gładki krem, dolewamy śmietanę, doprawiamy chilli, kurkumą, czosnkiem, solą i pieprzem do smaku . 

Zupa powinna być słodkawa i jednocześnie lekko ostra, w  ten sposób będzie nas rozgrzewała, a smak będzie nie oczywisty. Słodycz zostanie przełamana przez chilli i złagodzona przez śmietanę. Całość razem jest niespotykana i pyszna. Ja swoją zupę podawałam z kawałkami podsmażonego kurczaka, można np z bagietką czosnkową, grzankami czy groszkiem ptysiowym lub zwyczajnie bez dodatków. 

Przepis jest prosty i gwarantuje wam, że zaskoczycie rodzinę, bo nikt zapewne (podobnie jak mój łasuch) nie spodziewa się, że można zrobić zupę z kukurydzy. :)

Na koniec chciałam was poinformować, że paletkę Vollare otrzymuje ode mnie Szmaragd. Wysyłam maila i czekam na adres. 

Pozdrawiam

2016/01/16

0224 podkład z essence czyli jak szybko zrobić sobie masakrę na twarzy


Sztuka doboru podkładu do koloru cery jest nie lada wyczynem.Wiele dziewczyn się nad tym głowi. Ja jako bladzioch podobnie jak 90% Polek szukam jasnych odcieni. Mało która z nas jest opalona, bądź ma naturalnie śniadą cerę. 

Kupując podkład szukam odcieni ivory, bądź zwyczajnie tych najjaśniejszych. Niedawno dokonałam zakupu podkładu z Essence licząc, że się okaże lekkim produktem, który wyrówna  mi koloryt cery. A co uczynił na mojej twarzy?





 Jak widzicie podkład ma opakowanie klasyczne, z pompką a więc ułatwia aplikację. Na opakowaniu nie ma słowa po polsku, a szkoda. Kupiłam odcień najjaśniejszy jaki był licząc na bladziocha. Generalnie podkład miał być lekki, niezapychający do cery mieszanej.

A teraz uwaga pokazuję kolor...





Doznałam szoku! Podkład jest obrzydliwie pomarańczowy. Jak zatem wyglądają ciemniejsze odcienie? Pomyślałam sobie, a co tam może się wtopi w skórę. Zaaplikowałam go i łzy aż mi ciekły na widok mojej pomarańczowej twarzy. Po godzinie spojrzałam w lustro- podkład ściemniał! Nie wrzucam zdjęć, bo wstyd się pokazać. Wyglądałam jakbym wypaćkała się bronzerem na całej twarzy- strasznie. Na całe szczęście zrobiłam to w weekend siedząc w domu, bo gdybym wyszła w tym na ulice, o matko boska. 

Nie sprawdzałam właściwości matujących, bo ta "ciemnota" mnie na tyle poraziła, że zajęłam się jego zmywaniem. Jak do tej pory jest to najgorszy produkt tego typu jaki miałam pod względem kolorystycznym. 

Nie polecam żadnej dziewczynie o jasnej karnacji, chyba, że wróciłyście dopiero z Majorki czy innych wysp i jesteście mocno opalone. 

Cena to ok 16 zł. Za tą cenę mogłam kupić chociażby BB z Eveline, który chwali wiele dziewczyn. 

Pozdrawiam.


2016/01/10

0223 Sylwester w Budapeszcie



W zeszłym roku byliśmy w Pradze, w tym roku postanowiliśmy pojechać do stolicy Węgier. Wiele słyszałam, że zabytki są piękniejsze, miasto bardziej urocze. Dlatego też postanowiliśmy się tam wybrać mimo mrozów. 

Z Wrocławia pojechaliśmy Polskim Busem do Krakowa, a z Krakowa do Budapesztu autokarem Luxexpress. Pierwszy raz jechałam takim autokarem. Dużo miejsca na nogi, wygodne siedzenia, nieograniczona kawa i herbata i przede wszystkim każdy ma do dyspozycji tablet z dostępem do internetu i filmów dla zabicia czasu. Tak więc podróż minęła nam spokojnie. Przy okazji wpadliśmy na krakowski rynek. 

Sam Budapeszt jest śliczny. Ceny w knajpach porównywalne jak u nas. 100 forintów to na nasze 1,30-1,40. Herbata kosztuje ok. 600 forintów, pizza 2000, a grzane wino 750. Zjedliśmy też obiad w dość luksusowej restauracji, bo zależało nam, by zjeść coś z lokalnej kuchni. Stąd też moje podniebienie doświadczyło najlepszego gulaszu "po węgierski" na świecie, który jest nie do podrobienia. Wart był tych 4000 forintów:)

Samo miasto jest bardzo dobrze skomunikowane- autobusy, tramwaje, 4 linie metra. Wszystko dość czytelne. Miasto dobrze opisane, nie sposób się zgubić. Mnóstwo ludzi mówi po angielsku, więc i w komunikacji nie ma problemu. 

A teraz trochę zdjęć. Oceńcie sami czy warto tam pojechać. 














































I jak wam się podoba? Na żywo wygląda to bajecznie. Jest co oglądać, co zwiedzać i gdzie łazić. Warto zrobić sobie taki wyjazd. Jedyne czego żałuje to to, że nie udało mi się zjeść ich równie znanego dania jak gulasz, a mianowicie langosza. Podobno z niego słyną, ale uwierzcie mi, gdzie w knajpie nie zapytałam, to albo się dziwili albo nie mieli. Szkoda.

Wyjazd mimo mrozu i odcisków uważam za udany.

Polecam wam zdecydowanie.
Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka