2017/02/26

0291 Rimmel Match Perfection 010 Light Porcelain- porównanie kolorystyczne z innymi podkładami



Podkład Rimmel Match Perfection dostępny jest na rynku już długo. Ja jednak jakoś przechodziłam obok niego obojętnie. W końcu jednak padło i na mnie. Robiąc zamówienie w drogerii internetowej wrzuciłam do koszyka również i tego misiaczka, tym bardziej podniecona, że znalazłam bardzo jasny odcień. 

Dzisiaj chciałabym wam zestawić ten odcień (bo sam podkład pewnie dobrze znacie) z innymi jasnymi, które mam, a więc Bourjois Healthy Mix Serum 51 Vanilla oraz Rimmel Wake me Up 100 Ivory.





Z kwestii technicznych podkład zamknięty jest w szklanym opakowaniu charakterystycznym dla tego rodzaju produktów. Jest i pompka, która ułatwia wydostanie produktu na zewnątrz. Od razu widać, że kolory różnią się od siebie już w buteleczkach, a zaznaczyć trzeba, że to najjaśniejsze odcienie w swojej marce.



Podkład jest średnio gęsty. Jego tony są lekko różowe, ale nie jakieś świńskie. Do mojej cery pasuje bardzo dobrze, a jest bardzo jasna ze skłonnością do rumieńców. Podkład nakładałam i palcem i pędzlem. Nie lubię gąbek. Nie pozostawia smug, ładnie się wtapia w skórę. Co do krycia jest średnie. Bóg wie czego nie przykryje, ale słabeuszem też nie jest. Spisze się u osób z małymi problemami skórnymi. Na mojej mieszanej skórze nie tworzy niepożądanego efektu. Nie wysusza, nie podkreśla suchych skórek, o ile nie robimy peelingu raz na rok:) Nie ciemniej też w ciągu dnia. Podkład trzyma się na twarzy ok. 7-8 godzin, przynajmniej u mnie. Co mi się w nim bardzo podoba to kolor. Ciężko jest znaleźć idealny. Do tej pory myślałam, że Healthy Mix 51 Vanilla jest dla mnie idealny, jednak o ile kolor był ok, to krycie słabe. Z tego podkładu jestem o wiele bardziej zadowolona.



A teraz porównanie kolorystyczne. Wake me Up jest bardzo ciemny przy pozostałej dwójce. Można zauważyć, że Bourjois jest trochę inny niż Rimmel, różnicę widać gołym okiem.

Ja jestem zadowolona z tego podkładu, fajnie kryje, ma ładny kolor, wręcz dla mnie idealny A na dodatek kosztował mnie niecałe 20 zł.

Bladym cerą polecam szczerze.

2017/02/23

0290 Ziaja naturalny krem oliwkowy przeciw zmarszczkowy 30+ recenzja



Na liczniku mam 28 lat, ale to nie znaczy, że nie trzeba się starać i walczyć ze zmarszczkami, które lada moment się pojawią. Nie uważam, żebym w tak młodym wieku musiała się szprycować Bóg wie jakimi substancjami, co nie znaczy, że nie dbać nie trzeba wcale. Ziaja jest dobrą i znaną wielu firmą. Ich produkty są całkiem fajnej jakości a ceny niskie. Dlatego dziś kilka słów o kremie, którego używam od 6 miesięcy i zużyłam już 2 opakowania, więc co nie co mogę powiedzieć.


 Słoiczek klasyczny dla firmy Ziaja, odkręcany. Krem zabezpieczony jest sreberkiem.


OPIS PRODUCENTA


 SKŁAD




KONSYSTENCJA, DZIAŁANIE I ZAPACH




Krem jest gęsty i treściwy, ale nie tłusty. Dobrze się rozsmarowuje i ładnie pachnie. Nie jest to zapach mocny i intensywny, raczej delikatny. Bardzo mi się podoba. Po nałożeniu kremu skóra trochę się świeci, ale tylko przez moment. Gdy tylko krem się wchłonie a robi to szybko nie ma po tym śladu. Skóra jest miękka i nawilżona. Używam tego kremu grubą warstwą na noc i odrobinę na dzień. Co zauważyłam? Po dwóch słoiczkach (ale efekt widać wcześniej) skóra jest w lepszej kondycji. Jest bardziej napięta, nawilżona. Okolice wokół oczu są miękkie. Co do zmarszczek nie widzę zmiany, bo póki co ich u siebie nie widzę jakoś specjalnie. Nie mniej jednak działanie kremu z pewnością powoduje, iż pojawią się delikatniejsze i może trochę później. 

Generalnie jestem zadowolona z tego produktu, gdyż jest przyjemny w użyciu, wydajny ( jedno opakowanie starcza na miesiąc przy użyciu 2 razy dziennie) no i bardzo tani- nie kosztuje więcej niż 10 zł. Czego chcieć więcej?

Ze swojej strony jestem na plus. 

2017/02/20

0289 nowości płytowe Rudzielca i ponowne wyniki konkursu


Gdy tylko mam czas słucham tego i owego. Wiecie, że lubię kupować płyty oryginalne i nie szkoda mi na nie kasy.

Co kupiłam przez ostatnie kilka miesięcy?


Ostatnia płyta  mojego ulubionego Gadzia:)


Najnowsza Sylwia Grzeszczak, jednak no cóż strasznie słaba płyta. 


Najnowsza Goya jak zawsze cudowna, melancholijna, zmuszająca do przemyśleń


Byłam bardzo ciekawa co Ala pokaże prócz słynnej "jajecznicy". Płyta bardzo fajna


Martę możecie kojarzyć z Mam Talent. Ma bardzo przyjemny głos, dlatego się skusiłam


A to już niezbyt znany zespół, co nie zmienia faktu, że dobrze się płyty słucha. Wokalistką jest Kasia Pietras córka Beaty Kozidrak, a tej Pani przedstawiać chyba nie trzeba.


Michał to kontrowersyjna postać, dorwałam w Biedronce po 9,99. Nie jest zła ta płyta, nawet przyjemnie się jej słucha.


Zespół the Cuts również mało znany, ale piosenki fajne, rockowe


Moja lista jest długa, systematycznie coś kupuję. A wy jakie macie gusta muzyczne??



A teraz konkurs- wybrana dziewczyna milczy dlatego wybrałam inne zgłoszenie

Serenitka nagroda leci do ciebie. Liczę, że to ostatnie losowanie


2017/02/17

0288 wyniki konkursu



Dziś wyniki konkursu noworocznego. 

Przeczytałam wszystkie wasze odpowiedzi i wybrałam tą, która najbardziej do mnie trafiła. 

Tak więc wygrywa



Katarzyna Paszek



wysłałam już maila i czekam na adres <kasdwaraz@gmail.com>.

Niedługo nowy konkurs

2017/02/14

0287 Emolium na ciemieniuchę dla niemowląt - czy to działa?



Wiele dzieci ma ciemieniuchę. Nie jest to objaw zaniedbania przez rodziców, nie jest to też choroba. U niektórych dzieci gruczoły łojowe na głowie produkują za dużo sebum, przez co tworzą się łuski. Jest to problem natury hormonalnej. Ciemieniucha występuje u wielu dzieci i jak się okazuje w różnym wieku. Statystycznie powinna dopaść nasze dziecko między 3 a 6 tygodniem życia. U mojej Natalki pojawiła się w 6 miesiącu:) Problem pojawił się z niespodziewanie i niestety przez jej czuprynę mogłam go na początku nie zauważyć.

Jak wygląda ciemieniucha??

źródło:http://www.sosrodzice.pl/jak-wyglada-ciemieniucha/


Gdy już moim oczom ukazały się te wstrętne łuski, zaczęłam działać. Stara metoda mamy z podgrzewaną oliwą nie pomogła. Specyfik o nazwie olejuszka był niedostępny w aptekach w moim mieście. Jednak farmaceutka poleciła mi co innego. Mimo nie małej ceny postanowiłam kupić, przecież na dziecku oszczędzać nie będę.

Pytanie tylko czy pomogło? Ale po kolei


Produkt zamknięty jest w plastikowym opakowaniu z dozownikiem. Ułatwia on nakładanie, jednak równie dobrze można wycisnąć produkt na dłoń i tak też wmasować w skórę głowy.


Szata graficzna charakterystyczna dla produktów tej marki


Na odwrocie cenne informacje chociażby jak stosować produkt, jak go otworzyć.




 Podobnie na pudełku wiele cennych informacji

Ale do rzeczy. Produkt jest przeźroczystą mazią żelową , lekko tłustą. Zapach ma prawie niewyczuwalny. Bez problemu nanosi się na skórę głowi i wciera. Opakowanie jednak jest dość trudne w obsłudze tzn. plastik jest bardzo twardy i trzeba naprawdę mocno ścisnąć buteleczkę, by wydobyć z niej preparat. Trochę zbyt solidnego:)
Sam żel po kilku minutach zastyga na włosach, które w dotyku są jakbym je potraktowała lakierem. Przy użyciu szamponu zmywa się bez problemów, nie przetłuszcza włosów. Wręcz przeciwnie mam wrażenie, że je pielęgnuje, bo po myciu głowy z użycie tego produktu, Natka ma piękne lśniące włosy. 
U nas problem polega na tym, że nie wszystko widać, bo mała ma strasznie dużo włosów. Na łysym dziecku byłoby jak na dłoni. Generalnie łuski zniknęły po 5 aplikacjach. Póki co nie wróciły. 
Mogę zatem stwierdzić, że jest to produkt skuteczny. 

Kupiłam go za 32 zł w aptece. 
Wszystkim mamą zmagającym się z problemem polecam.

2017/02/11

0286 Trzy pomadki od Makeup Revolution- wato?


Wiecie, że ja nie lubię malować ust. Zwyczajnie nie znoszę mieć niczego na wagach. Mój facet też nie lubi, gdy całuje nie moje usta a szminkę lub błyszczyk:)

Moja siostra wręcz przeciwnie. Nie wyobraża sobie nie mieć pomalowanych ust. Co chwilę widzę u niej przeróżne produkty i kolory. Stąd też szminki jakie zakupiłam są dla niej:)

Ale za nim je ofiarowałam zrobiłam swatche i wpis dla was, bo być może któraś was zaciekawi. Napomknąć muszę jednak, że nie są to produkty matowe, które są teraz tak popularne.




Jak widać opakowania bardzo klasyczne, proste, gustowne. Spore logo firmy i co bardzo fajne widać kolor pomadki na spodzie. Nie każda pomadka daje taką możliwość.


Kolory czerwono różowe


Swatche na dłoni. Co mogę już powiedzieć? Pomadki są strasznie tępe i ciężko się nimi maluje.Może tak z nimi na początku jest. Po ustach też nie suną jakoś rewelacyjnie. Kolory nie są matowe, takie zwyczajne. A dokładniej. 



Dazzle to pomadka o kolorze malinowym, amarantowym. Przyzwoita pigmentacja, tępa przy nakładaniu. Trzymała się 3-4 godziny bez jedzenia i picia. Ścierała się przyzwoicie. 



                                                                    **************




Flashing to kolor taki jakby barbiowy, trochę tandetny. Słabe krycie, waży się na ustach, schodzi po 2 godzinach. Na moich ustach wyglądał koszmarnie, tak tanio.  To zdecydowanie nie mój odcień, ale siostrze się podoba.




                                                          *******************



No i teraz hit hitów. Pierwszy raz widzę taką pomadkę. Na zdjęciu wyglądała na perłową. Taka trochę babcina. Czasami mama ma ochotę na takie kolory więc wzięłam. A co się okazało, że to zwykła pomadka z wielkimi chropowatymi drobinami brokatu!! Po pomalowaniu całą brodę i policzki miałam w chamskim brokacie, który nie chciał zejść. Dopiero szorowanie twarzy pomogło. I jeszcze to uczucie szorowania na ustach koszmar! 




Podsumowując


Zakup raczej nieudany. O ile pomadka Dezzle bardzo ładna, to Flashing średni a Chic nawet wspominać nie będę. Całe szczęście, że pomadki MUR są tanie (ok. 5 zł), bo żałowałabym do końca życia tego paskudnego brokatu. Generalnie nie polecam, chyba, że komuś nie zależy na mega trwałości, a liczy się z ceną. 

Chciałam przetestować i nie żałuję, bo teraz co nieco o nich wiem. Może trafiłam na kiepskie egzemplarze, kto wie. Jednak na podstawie tego co mam- słabo.



2017/02/08

0285 Filmy warte i niewarte obejrzenia


Dawno nie było tego typu postu. Może dlatego, że ostatnimi czasy rzadko kiedy cokolwiek oglądam. Mam na to czas wieczorem gdy Natalka śpi, a zazwyczaj jestem już tak zmęczona, że kładę się spać. Bywają jednak momenty, gdy wpadnie mi w oko jakiś fajny serial lub film i dlatego dziś kilka polecanych przeze mnie filmów będzie:)


No Escape






Jack (Owen Wilson) postanawia zacząć życie od nowa i przenieść się wraz z rodziną do południowo-wschodniej Azji. Następnego dnia po przyjeździe wychodzi z hotelu, żeby kupić gazetę. Odkrywa, że w mieście trwają krwawe zamieszki. Na ulicach prawie nie ma samochodów. Nie działają też sprzęty elektroniczne. Co gorsza, rebelianci występują przeciw obcokrajowcom. Zdesperowany Jack musi znaleźć sposób, aby wrócić do hotelu i ochronić bliskich. Pomaga mu w tym pewien Brytyjczyk (Pierce Brosnan).


Jeden z lepszych filmów jakie oglądałam w ostatnim czasie. Trzyma w napięciu od pierwszej sekundy i do ostatniej chwili nie wiadomo jak się zakończy. Choć ma cię oczywiście nadzieję na zakończenie pozytywne. Akcja toczy się dynamicznie. Rodzina z dwójką dzieci przyjeżdża do egzotycznego dla nich kraju w Azji. Zatrzymują się w luksusowym hotelu i wszystko ma być idealnie. Nagle okazuje się, że w mieście są zamieszki, a bandyci nie szczędzą nikogo, tym bardziej Amerykanina. Krew leje się strumieniem, maczety latają, karabiny strzelają. Jest drastycznie i krwawo. Nie wiadomo komu ufać, gdzie uciekać, co robić. Jack wie tylko tyle, że musi zrobić wszystko by uchronić żonę i córki przed śmiercią. Strasznie podobał mi się ten film, siedziałam i nawet na chwilę nie mogłam oderwać oka. Po sensie długo zadawałam sobie pytanie, co ja bym zrobiła na jego miejscu? Jadąc do kraju, w którym wybucha wojna, czy umiałabym być tak dzielna, jak byli oni. 
Serdecznie polecam wam ten film, jeśli lubicie lekko sensacyjne i krwawe filmy z pozytywnym zakończeniem. 

10/10


Snajper




Chris Kyle (świetny Bradley Cooper) to najskuteczniejszy snajper w historii amerykańskiej wojskowości. W czasie misji w Iraku robi wszystko, by chronić swoich towarzyszy broni. Jego celność i zdecydowanie ratują życie wielu żołnierzy, a on sam staje się wrogiem numer 1 rebeliantów. Jednocześnie Chris stara się pozostać dobrym mężem i ojcem. Czy po powrocie do domu będzie potrafił zapomnieć o koszmarze wojny?

Równie doskonały co poprzedni na liście. Nie jestem fanką filmów wojennych, jednak ten wciąga bez dwóch zdań. I aż nie chce się wierzyć, że jest to historia prawdziwa, a tytułowy snajper istniał naprawdę. Nie chce się również wierzyć, że człowiek obdarzony takim talentem, instynktem i umiejętnościami dał się podejść i nie przewidział skutków sytuacji jaka go spotkała w końcowych scenach. Film opowiadający nie tylko o samej wojnie, ale i wyborach pozostałej w domu żony, walce o rodzinę i o spokój wewnętrznym. To również opowieść o przyjaźni, miłości i sile jaką musi mieć żona żołnierza oraz sam żołnierz. 
Polecam nie tylko fanom filmów wojennych. 

10/10


Chemia



Lena (Agnieszka Żulewska) jest szalona i nieobliczalna. Ma sto pomysłów na minutę. Benek (Tomasz Schuchardt) natomiast jest człowiekiem wycofanym i pełnym gniewu. Ich losy krzyżują się w dniu, w którym oboje porzucają swoje dotychczasowe posady. Od razu wybucha między nimi gorące uczucie. Niestety szybko się okazuje, że ich wspólna droga nie będzie usłana różami. Dziewczyna cierpi na nieuleczalny nowotwór. Para staje do nierównej walki z chorobą. Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, poruszająca historia dwojga młodych ludzi, których miłość rozwija się w cieniu śmiertelnej choroby.

Sam pomysł na film nie jest zły, ale... No właśnie oglądało mi się go całkiem w porządku, jednak wiele mi zabrakło. Jest to niby opowieść o walce z rakiem, miłości. Owszem to wszystko było. Jednak jest to również opowieść o założycielce fundacji Rack and Roll, o czym w filmie praktycznie nie ma mowy, prócz hasła namalowanego na ścianie. Może i  p. Magda Prokopowicz była wyjątkowa i tego nie neguję, ale film o kobiecie, która mając raka zaszła w ciążę i mimo to urodziła już był... I to stosunkowo niedawno (mam na myśli produkcję o Agacie Mróz). Heroizm Leny pokazany w filmie jest oczywiście godny podziwu, jednak sam film moim zdaniem słaby, przewidywalny i chwilami męczący. Początkowo myślałam, że się z nim polubię, ale ostatecznie nieco mi zabrakło szczególnie motywu tworzenia fundacji. 

7/10


San Andreas




Na skutek przesunięcia uskoku San Andreas w Kalifornii dochodzi do ogromnej tragedii. Region zostaje dotknięty trzęsieniem ziemi o sile 9 stopni w skali Richtera. Doświadczony pilot helikoptera ratunkowego (Dwayne Johnson) razem ze swoją żoną (Carla Gugino) próbują za wszelką cenę dostać się z Los Angeles do San Francisco. Zrobią wszystko, aby uratować przed śmiercią swoją jedyną córkę (Alexandra Daddario). Szybko jednak okaże się, że nie będzie to łatwe zadanie.

Z filmów katastroficznych zawsze mam polewkę. Większość scen jest tak sztuczna, tak nieprawdopodobna i aż wali po oczach efekt nałożony komputerowo, że na wymioty zbiera. Inaczej nie było tym razem. Strasznie przewidywalny, schematyczny i słaby. Fabuła nieprawdopodobna, sceny bardzo wyraźnie zrobione komputerowo, sztucznie. Cały dom się wali, a pewna pani w wysokich szpilkach skacze po cegłach do góry i dziwnym trafem wychodzi z tego bez najmniejszego zadrapania. Samochód spada w przepaść, koziołkuje kilka razy, wisi na drzewie,a pasażerka lekko przybrudzona wyjmuje smartfona i spokojnie rozmawia z ratownikiem jakby nigdy nic. Ta jasne:) I ma jeszcze zasięg, a sam telefon zachował się w idealnym stanie. Bajka dla dużych dzieci, na dodatek marna. Strasznie sztuczne, słabe jak dla mnie. Gdybym była w jakimś jury Złota Malina murowana.

3/10

Jak być normalną


Przekonana o swojej nietypowości María de las Montañas (Leticia Dolera) ma trzydzieści lat i jeden cel w życiu: stać się normalnym człowiekiem. Wcześniej jednak musi dowiedzieć się, co to właściwie znaczy. Kiedy w końcu udaje jej się przygotować listę pożądanych cech charakteryzujących „normalną osobę”, postanawia przystąpić do działania. Pomaga jej w tym Alex (Jordi Llodrà), dwudziestopięcioletni brat z zespołem Downa. Dziewczyna otrzymuje też pomoc od przypadkowo poznanego chłopaka o imieniu Borja (Manuel Burque).


Początkowo film wydawał mi się żałosny. Jednak z każdą minutą okazywało się, że jest całkiem fajny i specyficzny. Zdecydowanie nie dla "normalnych" ludzi. Trzeba mieć dystans do siebie i to duży, bo zrozumieć o co w nim chodzi i że życie nie lubi być idealne i normalne. Nie łatwo się go ogląda jeśli nie ma się poczucia humoru. W niektórych może wywołać nawet obrzydzenie chociażby w scenie o holenderskim piekarniku:) Kto będzie oglądał zrozumie o co mi chodzi. 
Generalnie polecam, choć łatwy w odbiorze nie jest.

6/10


Body/ciało




Ukrywający się pod maską cynika Janusz (Janusz Gajos) po śmierci żony próbuje sobie poradzić z bólem po jej stracie i wychowywaniem dorastającej córki Olgi (Justyna Suwała). Dziewczyna cierpi na anoreksję. Po kolejnym zaostrzeniu się choroby Janusz postanawia umieścić Olgę na oddziale psychiatrycznym. Ta trafia pod opiekę psychoterapeutki Anny (Maja Ostaszewska). Kobieta twierdzi, że potrafi porozumiewać się ze zmarłymi, także z matką Olgi. Nieoczekiwanie, jej pełne empatii i mistycyzmu podejście pomaga Januszowi i Oldze pogodzić się ze stratą.

Równie trudny i skomplikowany. Trzeba mocno się w niego wgryść, bo powierzchowne śledzenie wątków sprawi, że pomyślimy, iż jest to film głupi. Trudne sceny walki ze sobą, z przeszłością, ze śmiercią i startą bliskiej osoby. Wątek przywoływania ducha i anoreksji. To nie są proste tematy. Ogólnie filmy dotykające sfery duchowej człowieka, śmierci i godzenia się z nią nie należą i nigdy nie należały do łatwych i przyjemnych. Mnie uderzyły naturalistyczne sceny w domu oraz trudne w odbiorze momenty terapii Olgi. Polecam jeśli lubicie ambitniejsze kino.

8/10

Idealny facet







Leah Vaughn (Sanaa Lathan) jest odnoszącą sukcesy lobbystką. Gdy niespodziewanie kończy się jej dwuletni związek z Dave’em (Morris Chestnut), Leah rozpoczyna romans z pełnym uroku Carterem (Michael Ealy). Mężczyzna wydaje się z pozoru ideałem. W miarę rozwoju znajomości Leah odkrywa jednak mroczną stronę jego natury. Dodatkowo sytuację komplikuje pojawienie się jej byłego chłopaka…


Wpadłam na ten film przypadkiem. Opis wydał mi się ok. Sam film niby w porządku, ale miałam wrażenie, że to już było. Zazdrosny partner, nękanie, przemoc, stalking. Robienie wszystkiego by wywołać strach, aby wywołać lęk i wyeliminować potencjalnych wrogów. Bo przecież nie będziesz ze mną to też nie z innym. Chwilami oglądając ten film miałam wrażenie, że wiem co będzie w kolejnej scenie, jakbym go już widziała. Niby fajny thriller, ale za bardzo podobny do wielu poprzednich o tej tematyce. 

6/10

A wy polecacie jakiś film?

* opisy filmów ze strony hbo.pl plakaty flmweb.pl

2017/02/05

0284 pomysł na prezent walentynkowy


Walentynki tuż tuż. Osobiście nie obchodzimy jakoś szczególnie tego święta, bo obojgu wydaje nam się ono trochę infantylne. Wychodzimy z założenia, że kochać trzeba się cały rok i obdarowywać drobiazgami bez okazji, a serduszka i misiaczki są zwyczajnie nie dla nas. Jeśli już to obchodzimy je bardziej kreatywnie. Możecie się oczywiście nie zgodzić z tym co piszę. 





Kolacja



źródło: http://miasta-kobiet.naszemiasto.pl/romantyczna%20kolacja,artykul_tag.html

Myślę, że miłym uczczeniem święta zakochanych jest kolacja. Niekoniecznie wystawna i droga gdzieś w restauracji. Może być przyjemnie w domu. Wystarczy przyrządzić coś smacznego, zapalić świeczkę, nalać trochę wina. Może jakiś fajny film lub nastrojowa muzyka do tego. Myślę, że to bardzo dobry pomysł. Można miło spędzić czas, porozmawiać, powspominać. 


Koncert


źródło: http://muza.sosnowiec.pl/pl,m,2,a,109,koncert-kameralny-w-wykonaniu-tria-i-kwartetu-smyczkowego


W okresie walentynek w wielu miejscach odbywają się koncerty mniej lub bardziej kameralne, na których można posłuchać piosenek o miłości. Takie wspólne wyjście może być przyjemnym sposobem na spędzenie czasu wspólnie i nastrojenie się na romantyzm:) A kto wie może to będzie początek czegoś więcej tego wyjątkowego wieczoru:)


Kino


źródło: http://archiwum.stopklatka.pl/gatunek/komedia-romantyczna


Może komedia romantyczna? To moim zdaniem również bardzo fajny sposób na uczczenie walentynek. W tym okresie w kinach jest dużo repertuaru miłosnego. Jedynym problemem może być facet, który nie lubi tego typu filmów, a jest ich wielu:)


Spacer/wyjazd w miejsce pełne wspomnień


źródło: http://www.eska.pl/news/perseidy_2014_data_oraz_godzina_sprawdz_kiedy_noc_spadajacych_gwiazd_the_stars_are_out_tonight_video/103172


Która para ma takie miejsce, z którym kojarzy się wiele pozytywnych i przyjemnych chwil? Zaręczyny, miejsce pierwszej randki, pierwszego pocałunku itp.  Powrót w to miejsce tego dnia, może romantyczny spacer przy świetle gwiazd (oczywiście gdy pogoda na to pozwala) może być wspaniałym sposobem na spędzenie tego dnia we dwoje.

Drobny prezent


źródło: http://warszawa.dlastudenta.pl/walentynki/artykuly/Prezenty_na_walentynki,1151.html


Kwiaty, perfumy, jakiś kosmetyk lub ulubiony alkohol. Możemy po prostu w tym dniu obdarować się na wzajem jakimś upominkiem, który damy tej drugiej osobie od serca wiedząc jakie ma upodobania. A może misiak i pluszowe serduszko?? Zależy kto co lubi. 



My tak jak pisałam nie obchodzimy tego dnia jakoś wyjątkowo, ale nie twierdzę, że wcale. Przeważnie robię jakąś fajną kolację, kupuję mojemu partnerowi jego ulubiony alkohol, a sama najczęściej dostaję jakiś kwiatek. Przez ostatnie kilka lat walentynki zrobiły się bardzo komercyjne, wszędzie pełno kiczu, a tego nie lubię. Wolę coś bardziej stonowanego.


Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka